15.4.14

Szarlotka

Szarlotki z pewnością nie umieściłabym na liście swoich ulubionych ciast... Kiedy myślę "ciasto" od razu widzę sernik, makowiec, albo marchwiak...
Ale jak już upiekę szarlotkę... to znika zanim zdąży wystygnąć. I nie jest mą chlubą, że stoję nad nią z łyżką i stale podjadam :D
 

Dobra szarlotka nie jest zła, a ta jest jedną z najprostszych.
Smakuje wybornie.
Musicie wybaczyć brak lepszych zdjęć, ale nie doczekała następnego dnia i sesji ;)


Co tu dużo zachęcać - kruche ciasto, prażone jabłka i kruszonka.
Następnym razem chyba dam więcej jabłek, bo lubię jak jest ich sporo... Myślę, że tak z 1,5 kg... Ale nie wiem czy wtedy całość będzie się trzymać, więc na razie podaje przepis tak jak ja piekłam...


Szarlotka
(standardowa prostokątna blacha)
Ciasto:
- 500g mąki pszennej (ciut ponad 3 szkl.),
- ok. 70g cukru (1/3 szkl.),
-kostka masła (250g),
- 2 żółtka,
- 1/2 opakowania cukru waniliowego,
- łyżeczka proszku do pieczenia
 
Nadzienie:
-1 kg jabłek,
- ok. 70g cukru (1/3 szkl.),
- łyżka cynamonu,
- 2 łyżeczki mąki ziemniaczanej
 
+ 2 białka
 
Kruszonka:
- 60g masła,
- 60g cukru,
- 125g mąki pszennej
 
 
Zagnieść cukier z masłem i cukrem waniliowym, dodać żółtka. Mąkę z proszkiem przesiać, dodać do reszty i zagnieść szybko ciasto.
Blachę wyłożyć papierem do pieczenia, wyłożyć nią ciasto i podpiec 7-8 min. w temp. 200st. C.
 
Nadzienie:
Jabłka umyć, pokroić w kawałki (ja nie obieram), włożyć do garnka, podlać odrobiną wody i prażyć z cukrem i cynamonem.
Gdy już się rozpadną dodać mąkę ziemniaczaną, wymieszać.
 
Składniki na kruszonkę połączyć.
 
Ubić sztywną pianę z białek (ja już nie dodaję cukru, ciasto jest wystarczająco słodkie)
 
Na podpieczony spód wyłożyć nadzienie jabłkowe, następnie pianę z białek, posypać kruszonką i piec 30 min. w temp. 200st. C.




10.4.14

Ciasteczka bostońskie - jak u Ani z Zielonego Wzgórza

Dziś nie mam pojęcia jak nazywała się książka z której wzięłam ten przepis, ani kto był jej autorem... Coś w stylu "Przepisy z Zielonego Wzgórza" - w każdym razie tytuł skutecznie mnie przyciągnął.
Przepis i tak zmodyfikowałam pod siebie i ilość dostępnych składników.
Wyszło cudownie.
 
 


Nie wyglądają jak na zdjęciu reklamowym, ale smakują obłędnie. Co więcej - jedno spokojnie wystarczy w ramach drugiego śniadania lub podwieczorku.
Orzechy, które są w cieście nadają im niezwykły smak, a rodzynki - dodatkowa słodycz.
Ciastka są miękkie przez pierwsze 3 dni - później stopniowo zaczyna się im robić twarda skorupka (choć wciąż maja miękki środek). Polecam zjeść je w ciągu 3-4 dni od upieczenia.

 
Ciasteczka bostońskie
(30 dużych szt.)
- 1 kostka masła (250g),
- 1 szkl. brązowego cukru,
- 3 jajka,
- 1 łyżeczka sody,
- 1 i 1/2 łyżki wrzątku,
- 3 szkl. mąki pszennej,
- szczypta soli,
- 1 łyżka cynamonu,
- 1 i 1/4 szkl. mielonych orzechów włoskich,
- 1 szkl. rodzynek,
- 4 łyżki kwaśniej śmietany
 
Jajka roztrzepać.
Sodę rozpuścić we wrzątku.
Połowę przesianej mąki zmieszać z solą i cynamonem, a drugą połowę z orzechami i rodzynkami.
Masło utrzeć, stopniowo dodawać cukier, a potem jajka. Dodać rozpuszczoną sodę, następnie mąkę z cynamonem i na końcu porcjami mąkę z bakaliami.
Moje ciasto w tym momencie było za suche, więc od siebie dorzuciłam 4 łyżki śmietany (co zawarłam w składnikach).
Blachę wyłożyć papierem do pieczenia, kłaść ciasto łyżką na blachę, zostawiając duże odstępy, bo ciastka rosną.
Piec ok. 12-14 min. w temp. 180 st. C - aż się zezłocą.